poniedziałek, 30 czerwca 2014

Odcinek 2 - American dream

Co takiego jest w USA że każdy chce tam lecieć? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w tym poście.

W marcu tego roku podczas jednej z mojej delegacji miałem okazję odwiedzić ten kraj do którego my Polacy jako nieliczni potrzebujemy mieć wizy, co można uznać za swego rodzaju wyróżnienie :)


Moja podróż do USA zaczęła się w Warszawie na lotnisku Chopina.
Po niecałych dwóch godzinach byłem już w Monachium, a tam niecałe 2 godziny czekania na samolot to Chicago. W zasadzie to czekałem może z 15 minut, tyle było ludzi dodatkowo zeszło się na rozmowie z jakąś urzędniczką, która to wypytywała o to kto i co pakował do walizki. Był to przedsmak rozmowy z urzędnikiem imigracyjnym na lotnisku w Chicago.
Udało się jeszcze tylko 8 godzin w środkowym rzędzie w samolocie pomiędzy wielkim gościem, który ledwo mieścił się na swoim fotelu a typowym Amerykaninem w podeszłym wieku, który to przespał 3/4 lotu, więc pogadać nie było za bardzo z kim, i jestem w Chicago.
Po przybyciu do na lotnisko w Chicago miałem 3 godziny na:
- rozmowę z urzędnikiem imigracyjnym
- odbiór bagażu
- ponowne nadanie bagażu na lot do Inianapolis
- przedostanie się z jednego końca lotniska na drugi
- kontrole celną
No cóż 3 godziny w tym przypadku okazało się za mało :) Po kontroli celnej i sprincie do właściwego gejta okazało się że spóźniłem się na samolot jakąś minutę,  lepiej późno niż wcale :) a następny lot był dopiero za dwa dni. Jak się później okazało nie byłem jedyną osobą która tego dnia spóźniła się na samolot.

I co tu teraz robić? Samochód zarezerwowany w Indianapolis, hotel też i zaczęło się robić późno, w Polsce była jakaś 1-2 w nocy, więc byłem skazany na siebie :)

Na szczęście udało się odwołać rezerwacje auta w Indianapolis i wynająć coś takiego na miejscu :)
Autko fajne, ale 2,4l silnik w automacie trochę mulił.
Trasa z Chicago do Indianapolis ciągnęła się jak flaki z olejem. Normalnie byłbym nakręcony faktem że jestem w Stanach ale wtedy myślałem tylko o tym aby się położyć spać, gdyż minęły już 24h bez snu.
Dodatkowo auto w automacie z tempomatem i proste jak stół drogi skutecznie próbowały mnie uśpić. Udało się zjechać na stacje i kimnąć się 30 minut, co było bardzo dobrą decyzją. Oczywiście po dotarciu do hotelu już zasnąć nie mogłem ;)
Następnego dnia po odebraniu bagażu z lotniska nadszedł czas na zwiedzanie USA a raczej stanu Indiana.

Po pierwszych kilku godzinach pobytu, za dnia, w USA chciałem jak najszybciej wracać do domu, stan ten utrzymał się przez kolejne dwa dni, spowodowane to było zmęczeniem i faktem że nic specjalnego nie zobaczyłem.
Uprzejmość ludzi i ich podejście do innych osób, ich otwartość i przyjazne nastawienie sprawiło że mój stan niechęci zaczął się zmieniać, a Stany okazały się być jak narkotyk im dłużej bierzesz tym trudniej przestać.
Do wrodzonej uprzejmości Amerykanów trzeba się przyzwyczaić i porzucić naszą Polską mentalność, przez pierwsze kilka chwil, dni, gdy na ulicy nieznana Ci osoba zadaje pytanie "How are You?"  masz ochotę mu jebnąć, zastanawiasz się czego chce, czy jest to szczere i czy zaraz nie będzie chciał cie okraść. Otóż nie jest to szczere, a gość nie chce cię okraść, Oni po prostu tak mają. Są pomocni i bardzo otwarci, da się do tego przyzwyczaić, ja już za tym tęsknie.


Było o ludziach, więc teraz czas na żarcie. Po zjedzeniu kilku lunchów, po odwiedzeniu kilku knajp i McDonald'a już wiem dlaczego większość Amerykanów jest mega wielka, są tacy jak ich żarcie wielkie, zresztą jak wszystko w USA :)
Po zjedzeniu tam np. sztejka czy hamburgera już wiem że nigdy wcześniej i nigdzie indziej nie zjem ich tak dobrych.

Hamburger ze zdjęcia pochodzi z knajpy Bub's, w której to Discovery nakręciło program "Man VS Food" i  w której to można zamówić 1 funtowego burgera. A gdy go opędzlujesz, twoje zdjęcie ląduje na ścianie. Niestety nie podjąłem wyzwania gdyż wielkość burgera trochę mnie wystraszyła, mam nadzieje że będę miał jeszcze okazje.

Tak wiec nie można jednym słowem powiedzieć co takiego jest w Stanach że każdy chce tam jechać i wracać. Składa się na to wiele czynników. Jedno jest pewne, jeżeli kiedykolwiek będę miał jeszcze okazję aby się tam wybrać, zrobię to na pewno.

wtorek, 24 czerwca 2014

Odcinek 1 - przygoda z Rolls-Royce'm

Jakiś czas temu, chyba był to październik 2013r. firma w której pracuje Dell, a w zasadzie mój szef wysłał mnie do jednego z naszych klientów aby naprawić coś co spieprzyli nasi sprzedawcy dogadując deal. Pojechałem tam jako spec o zagadnień technicznych, tłumacz (dwóch gości było nie gadających po angielsku), kierowca a także organizator wycieczek w wolnym czasie.

Nie zagłębiając się w szczegóły chodziło o to że jeden z komponentów był firmy AMD drugi zaś Intela - nie trzeba być nie wiadomo jakim informatykiem aby wiedzieć że tu zawsze był zgrzyt i nigdy razem nie działało od tak zwanego "strzału". W tym przypadku nie działało w ogóle, a klient zagroził że odda sprzęt i będzie chciał kasę. Deal opiewał na ok 7mln Funtów, więc parcie firmy było spore.

Do tej pory nie wiem czy była to nagroda czy kara, a może sprawdzian jak sobie poradzę z takim projektem? Nie po prostu jestem tak zajebisty że szefo nie brak nikogo innego pod uwagę - i tego będziemy się trzymać :)

Tak więc spakowałem manatki, wycałowałem moje kobietki i poleciałem do UK, Niemiec i USA.
Po za dobrze zrobioną robotą miałem okazję trochę poznać życie i kulturę pracy w innej korporacji innych krajach a także trochę pozwiedzać.
Nie ukrywajmy ale "delegacje" to nie tylko robota i chlanie po robocie w hotelu, to także wycieczki o których nikt nie mówi a wszyscy wiedzą że są. I jeżeli są organizowane z głową to nawet korporacyjne finanse się nie czepiają.

Ale chwila miało być o Rolls-Royce. Co tu dużo pisać korporacja jak każda inna, nie bardzo mogłem poznać politykę pracy tej firmy z kilku powodów.
Po pierwsze miałem swoją robotę, a po drugie serwery RR w Anglii są w centrum HP, w Berlinie RR jest RR'em, natomiast w USA lokalizacja jest tak skitrana że nawet babka na stacji benzynowej vis-à-vis nie wiedziała że w pobliżu mają RR :)

Tak więc fabrykę jako fabrykę Rolls-Royce'a mogłem zobaczyć tylko w Niemczech i to też nie całą. Niestety nie dostaliśmy zgody na tzn. factory-tour, ale to co widziałem robiło sporę wrażenie.
Jedno co dało się zauważyć, podczas fajki czy lunchu, ludzie wszędzie są o wiele bardziej otwarci na innych, znacznie częściej się uśmiechają i są zawsze skorzy do pomocy.

Po powrocie z każdej wycieczki (czyt. delegacji) cisnęły się tylko dwa słowa na usta znane z wypowiedzi Pazury z jakiegoś filmu, którego nie oglądałem, a którego tytułu tym bardziej nie znam: "Łódź Kurwa"...

środa, 7 maja 2014

Prolog, pilot - czyli post pierwszy...

...mam nadzieje że nie ostatni.
Długo zastanawiałem się o czym powinien być pierwszy post na blogu i tak.
Pierwszy post na nowo powstałym blogu powinien być o... w sumie to nie wiem o czym powinien być pierwszy post.
Tak samo jak nie wiem o czym będzie ten blog. (o ile nie znudzi mi się pisanie i powstanie więcej niż jeden post:))

Historia tego sweterka - tzn. bloga.
Z zamiarem rozpoczęcia pisania bloga zamierzałem się już dawno. Chciałem go zacząć pisać gdy dowiedziałem się że będę szczęśliwym tatą (czyli prawie trzy lata temu) a sam sporo czasu spędziłem na wertowaniu netu w poszukiwaniu instrukcji do dziecka którego miałem być i jestem tatą. Postanowiłem taką instrukcję napisać.
Niestety moja wrodzona niechęć do pisania treści dłuższych niż odpowiedź na maila, składająca się maksymalnie z kilku zdań wygrała i blog nie powstał. Może coś kiedyś napiszę o tzn. tacierzyństwie.

Tak więc o czym będzie ten blog?
Będę pisał o wszystkim i o niczym, po prostu jeżeli coś uznam za ciekawe, ciekawe dla mnie, będzie mi się chciało i przede wszystkim będę potrafił to opisać to napiszę.

O mnie
Powinno to być w zakładce "O mnie" ale jeszcze nie wiem jak ją uzupełnić. Jak się dowiem to zrobię CTRL+C CTRL+V i tam też będzie.
Nie jestem rodowitym Łodzianinem - w Łodzi mieszkam od ponad 7 lat.
Urodziłem się 22.XI.1983r w Brodnicy.
Przyjechałem tu za pracą - tak można znaleźć w Łodzi pracę.
Tak więc zatrudniłem się w Dell'u tu ponad 7 lat temu, się zakochałem (nie w Dell'u) założyłem rodzinę i tak już zostałem. Czy już na stałe? Tego nie wiem, czas pokaże.

Dlaczego Łódź? po za tym że dostałem tu pracę to podoba mi się tu.
Tak wiem, zapyta ktoś co może się podobać w Łodzi? Rusz dupsko jeden z drugim i wystaw nos poza swoje podwórko, Manufakturę i Galerie Łódź a zobaczysz co może się tu podobać. Uważam że to miasto ma swój klimat i albo się je kocha albo nienawidzi - tu pewnie będzie większość.